Domek
na drzewie był osadzony na świerkach, sypał się nieco w kluczowych miejscach
takich jak drabinka i dach, do tego składał się z jednego maleńkiego
pomieszczenia, ale jednocześnie bezsprzecznie był domkiem na drzewie.
– Po co nam w ogóle sen? – zapytałam. Nie czułam zmęczenia ani przed zaśnięciem,
ani po obudzeniu.
– Ja nawet po śmierci lubię spać. Za życia było to jedno z moich ulubionych zajęć. Czemu więc teraz, kiedy nikt mi niczego nie
zabroni, mam nie przespać się parę godzin?
– Hm. Ja też lubię spać.
– No widzisz?
Po
drodze zajrzeliśmy do szkoły. Młody znowu miał wf. Znowu biegali. Pewnie
poprawiali wczorajsze wyniki. Mój braciszek nie poprawił na pewno swojego, ale
i tak był pierwszy. Tym razem nie płakał. Miał zaciętą minę i nie odzywał się
do nikogo.
– To minie – usłyszałam za uchem. – To tylko kwestia czasu. Jeśli chcesz… jeśli
bardzo tego pragniesz… możesz go skrócić.
– Nie – powiedziałam stanowczo. – To kwestia zasad.
– Jakich zasad? – zdziwił się.
– Moich. Byłabym wściekła, gdyby ktoś właził z buciorami w moje życie i uczucia, gdyby na siłę próbował za mnie uporać się z moimi
problemami. Co z tego, że nigdy by się nie dowiedział?
Dzwonek
obwieścił koniec lekcji i boisko opustoszało na parę chwil.
Dziś
bawiliśmy się u fryzjera. Skracaliśmy i wydłużaliśmy włosy według potrzeby. To
naprawdę świetne ćwiczenie na precyzję i koncentrację. Oprócz skracania trzeba uważać na kształt fryzury. Raz, prawie
na samym początku, nieco przesadziłam. No i fryzjerce nieźle się oberwało. Musieliśmy zmienić lokal, bo w tym zrobiło się nieprzyjemnie.
Wyćwiczyłam
się w niewerbalnym skracaniu jeszcze przed zamknięciem zakładów. Długi był
zachwycony. Stwierdził, że robię ogromne postępy i że w zasadzie to osiągnęłam już ostatni level.
– Czy to oznacza game over? –
zażartowałam.
– Nie, to oznacza neverending free game.
Tej
nocy spaliśmy pod mostem. Towarzyszył nam przemoczony jegomość o nieprzyjemnym
zapachu. Nie miał przy sobie nic, czego wydłużenie lub skrócenie mogłoby mu
pomóc. Noc była bardzo zimna, ale on zimna nie czuł. Tak jak nie czuła go
sterta szklanych butelek zagracająca przeciwległą ścianę. Nad ranem już nie żył. A deszcz padał dalej.
Dzień
III
Padało,
padało i padało. Zbliżał się koniec wakacji. To nic. I tak zamierzaliśmy je wydłużyć. Tylko chcieliśmy poczekać do ostatniego dnia. Żeby niespodzianka miała większą moc, musieliśmy odłożyć
naszą akcję o dwa dni.
Mimo
ulewnego deszczu Młody biegał. Już nie na wfie. Przecież nie było jeszcze roku szkolnego. Wybrał się na pobliski
stadion i tam w strugach wody lejących się z zasnutego ciężkimi chmurami nieba,
przemierzał w równym tempie okrążenia. Jedno, drugie , trzecie. Robił tak
niemal codziennie od dwóch miesięcy. Nie przeszkadzała mu ulewa, upał, dziwne spojrzenia kolegów.
Powstrzymać go mogła tylko prośba mamy.
Deszcz
mnie przygnębiał, więc postanowiliśmy zrobić coś dobrego dla ludzkości. Do
południa wyspecjalizowałam się w skracaniu kolejek do sklepowych kas. Po dwunastej przenieśliśmy się do
przychodni w jakimś dużym mieście i tam skracałam kolejki do specjalistów i
przeszczepów. Poważniejsze zadanie i subtelne żarty i kpinki ze strony Długiego
sprawiły, że wrócił mi dobry nastrój.
Dzień
IV
Długi
twierdzi, że przedłużenie wakacji będzie nas oboje kosztować mnóstwo energii,
dlatego dzisiaj nie będziemy się bawić w nożyczki. Szkoda. Podobało mi się to
coraz bardziej. Ale czemu tu się dziwić? Człowiekowi zawsze podobała się władza. Przecież mogę
teraz tyle dziwacznych, potężnych rzeczy. To niesamowite uczucie, gdy twoja
myśl staje się prawdą. Gdy twoje słowo może zabić, lub uratować życie.
Dzień
V
Na
wielką akcję wydłużania sierpnia wybraliśmy specjalne miejsce. Główny plac
zabytkowej części stolicy. Długi twierdzi, że manipulacje czasem wymagają najwięcej skupienia i sił. A nasze przedsięwzięcie obejmuje aż dodatkowy tydzień.
Miejsce:
już znane. Czas: dwie minuty przed świtem.
–
Nie martw się, jeśli stracisz przytomność w trakcie. To nic dziwnego. Potem
będziesz spać. Zajmę się tobą – zapewnił mnie, chwytając moje dłonie.
– Nie martwię się. Powiedz mi tylko, co mam robić.
– Nic wielkiego. Użycz mi tylko swojej mocy.
– Jak?
– Zaufaj mi.
Staliśmy
na pustym placu. Gdzieś w oddali po deptaku przetoczyła się taksówka, grzechocząc na bruku. W chwili gdy dosięgły nas promienie słońca, Długi rozpoczął
swoje dzieło.
To
co robił nie różniło się zbytnio od tego, co robiliśmy zazwyczaj. Czułam tylko jakby ktoś spuszczał ze mnie całą krew.
Traciłam przytomność, ale jednocześnie wiedziałam, że dzieje się coś cudownego.
Podniecenie wypełniało poszerzającą się pustkę.
Aż wszystko znikło w przytulnej ciemności.
PS. Małe problemy techniczne XD Czy tylko ja widzę na moim blogu zagadkowe wykrzykniki na złowrogich trójkątnych polach? Ratunku, ratunku, co z nimi zrobić? Nie mam nic do trójkącików, ale tak chyba nie powinno być? Buuu.
I taka mała adnotacja względem treści posta. Tak – między Dniem II a Dniem III mijają dwa miesiące w odczuciu ludzi.
No niestety też widzę te wykrzykniki :c
OdpowiedzUsuńAle dobrze, że nie zasłaniają tekstu :)
Notka jak zwykle przednia :)
Pozdrawiam :)
Głupie wykrzykniki! Ale dobrze, że nie tylko u mnie je widać. Już się bałam, że znowu jakiegoś wirusa złapałam o.o
OdpowiedzUsuńCzeeeekam na ciąg dalszy ;3