wtorek, 25 listopada 2014

Koniec tygodnia swobody

– Chyba czas na pytania – stwierdził z niewyraźną miną. Chodziliśmy po nadmorskim bulwarze niedaleko miejsca, w którym mieszkał mój były chłopak. Poznaliśmy się na obozie i jak to zwykle bywa z wakacyjnymi miłościami nasze wielkie uczucie umarło śmiercią naturalną parę tygodni po powrocie do domów. Morze szumiało głośno, mewy skrzeczały nad naszymi głowami. Dlaczego w ogóle wybrałam to miejsce?
 Chyba czas – przyznałam. Nawet jeśli miałam zamiar z nim zostać i nie wywiązywać się z umowy, byłam ciekawa tych arcytrudnych zagadek.
Przenieśliśmy się na samą plażę. Piasek był drobniutki, przywodził na myśl beżową mąkę. Wystawały z niego muszelki i strzępki wodorostów.
Bez żadnych wstępów wymienił dwa pytania.
 Co można skrócić tak, by nie dało się wydłużyć? A co można wydłużyć tak, by nie dało się skrócić?
 Co? Możesz powtórzyć?
Powtórzył.
 Nie rozumiem – przyznałam.
 Musisz znaleźć odpowiedź na pierwsze pytanie. Drugie jest dla mnie.
Pokiwałam powoli głową, patrząc na morze. Uwielbiałam je takie wzburzone. Wysokie fale załamywały się, tworząc gejzery piany. Wiatr dął jak oszalały. Aż chciało się śpiewać „Dziesięć w Skali Beauforta”.
 Muszę pomyśleć – mruknęłam. Nie odzywaliśmy się już do siebie do wieczora. Cały dzień poświęciliśmy na kąpiel w morzu. Jeśli można to nazwać kąpielą. Jako „skondensowane powietrza” trudno nam było utrzymać nasze postacie w ryzach. Wicher próbował za wszelką cenę nas rozdmuchać. Za to fale rozbijały się na nas lepiej niż na ciałach stałych, tworząc białe pióropusze wysokie na kilka metrów.



Nie poruszaliśmy tematu pytań. Żyliśmy i bawiliśmy się jak przedtem. Skracaliśmy i wydłużaliśmy, wydłużaliśmy i skracaliśmy. Długi był spięty, choć starał się tego nie okazywać. Mimo że uważał swoją zagadkę za niemożliwą do rozwiązania, bał się, że mnie może się jednak udać.
Nie chciałam o tym myśleć, ale im bardziej unikałam tego tematu, tym jaśniej zaczął rysować mi się pewien pomysł. Nie wiedziałam, czy ma on  w ogóle jakiś sens.
Jaki interes miałam w tym, że trzymałam Długiego w niepewności? Wydawało mi się, że zasłużył sobie na to. Czym? Nie jestem pewna, ale przede mną było już chyba kilka Krótkich. Przychodziły i odchodziły, a Długi się nie zmieniał. Dlaczego? O to już muszę zapytać jego.
Podjęłam nową decyzję. Znajdę odpowiedź na jego pytanie. A potem każę mu zostawić swoją posadę i odejść. Wiem, że możemy to zrobić. To czym jesteśmy, nie jest naturalne. Nie powinno nas być. Nie w takiej formie.




Byliśmy w wielu miejscach. W górach niskich, niższych, wysokich. Zwiedziłam miejsca, o których za życia mogłam tylko marzyć i to wszystko za free. Dżungle amazońskie stanęły przede mną otworem, zorze polarne na biegunie oglądaliśmy ze trzy razy, odwiedziliśmy najbardziej malownicze wodospady w Afryce, ogromne kaniony pełne skalnych zakamarków, szczyt świata, a nawet największą głębię, chociaż tam akurat nie było nic ciekawego do oglądania.
Na finał naszej historii wybrałam środek niekończącej się tundry. Jak okiem sięgnąć rozciągało się morze fioletowych kwiatów podobnych do wrzosów.
 Znam odpowiedź na twoje pytanie – powiedziałam po prostu, gdy Długi rozglądał się po miejscu, w które go zabrałam. Zesztywniał i pobladł.
 Naprawdę?
 Tak mi się wydaje.
 Co to takiego? Czego nie mogę wydłużyć? Udowodnię ci, że się mylisz.
 To trochę skomplikowane, ale możemy spróbować.
Zerwałam długie źdźbło trawy i pokazałam mu. Następnie przymknęłam oczy w skupieniu i skróciłam trawkę do zera. Po prostu zniknęła z mojej dłoni. Długi przyglądał się jej zdenerwowany.
 Wydłuż ją – poleciłam spokojnie.
 Co mam wydłużyć? Niczego tu nie ma!
 Nie możesz wydłużyć? A zatem to jest moja odpowiedź. Mogę skrócić cokolwiek, tak by przestało istnieć. A ty już kiedyś mi powiedziałeś, że wydłużyć czegokolwiek się nie da, ot tak. Skoro nie możesz wydłużyć czegokolwiek, nie możesz wydłużyć niczego. To jak mnożenie przez zero. Wynik zawsze jest ten sam.
 Nie rozumiem. Jak to?
 Myślę, że doskonale rozumiesz. Dałeś mi odpowiedź na samym początku. – Wyglądał tak żałośnie, że aż mu współczułam. Ale musiałam koniecznie dowiedzieć się, czy moje przypuszczenia były słuszne. – Teraz ja zadam ci parę pytań. Co się stało z naszymi poprzednikami?
 Poprzednikami? Po co ci to?
 Zwykła kobieca ciekawość. Odpowiedz, a nie pożałujesz.
 Swojego poprzednika nie pamiętam. Według ludzkich lat umarł około dwóch wieków temu. Twoich poprzedniczek było wiele, ale…
 Przed każdą postawiłeś takie ultimatum? Zagadka albo wieczność ze mną.
 Tak – odpowiedział zrezygnowany. Myślał, że to już koniec. Że zaraz go opuszczę i powrócę do dawnego życia. I znów zostanie sam. – Tylko jednej udało się ją rozwiązać przed tobą.
 A co z resztą?
 Były tak nieszczęśliwe, że po jakimś czasie litowałem się nad nimi i pozwalałem im odejść. Ty od początku byłaś inna. Miałem nadzieję, że ze mną zostaniesz. Wielką nadzieję.
Patrzyłam przez chwilę na niego w milczeniu. Był naprawdę nieszczęśliwy. Nie wiem, czy rzeczywiście uznawał mnie za wyjątkową, czy mówił tak tylko po to, bym została.
 Wrócę do swojego ciała tylko na chwilę – powiedziałam. – Potem zobaczymy co dalej.
Podniósł gwałtownie głowę. Przypominał w tej chwili zaszczutego psa wpatrującego się niepewnie we właściciela, jakby nie mógł się zdecydować, czy smycz w rękach pana oznacza spacer czy bicie. Cieszyć się czy uciekać?
 Czekaj tu na mnie – poleciłam mu, zanim byłby zmuszony się odezwać.


Nie wiem, po co to robiłam. Wróciłam do szpitala i czekałam na wizytę brata. Dlaczego akurat jego wybrałam na pożegnanie? Zielonego pojęcia nie mam. Przyszedł na godzinę przed zakończeniem wizyt. Za oknem się ściemniało. Usiadł przy moim łóżku i bawił się bezmyślnie guzikiem od pościeli. Czekali na moją śmierć. Wszyscy. To będzie ostatnia rzecz, jaką skrócę. To oczekiwanie.
Nie chciałam go wystraszyć, ale wiedziałam, że to nieuniknione. Szepnęłam mu do ucha: „Nie wołaj nikogo”, po czym weszłam do swego ciała. To było dziwne uczucie. Znów poczuć ręce, nogi. Nie miałam ich tak długi czas.
Otworzyłam oczy. Młody poderwał się i otworzył usta, ale naraz jakby sobie coś przypomniał i opadł z powrotem na swoje miejsce. Z niedowierzaniem wyjąkał moje imię. Odchrząknęłam nerwowo i udało mi się przemówić.
 Cześć, Młody.
 Obudziłaś się!
Pokręciłam głową. Była taka ciężka, jak nigdy.
 Nie. Nie obudziłam się. Teraz umieram. Tym razem na dobre, uwierz mi.
 Co? O czym ty…
 Nie mów nikomu, że ze mną rozmawiałeś. Zaraz i tak zasnę
z powrotem. Ale już się nie obudzę. Nie tu.
 To znaczy…
 To jest pożegnanie, Jonasz – użyłam jego prawdziwego imienia. Robiłam to tylko w bardzo poważnych sytuacjach. A to była na pewno jedna z nich. I do Młodego chyba to właśnie docierało. – Muszę cię przeprosić, za to na stadionie. Kiedy tak głupio obiecałam ci, że będę na mecie.
 To byłaś naprawdę ty?
 Tak. Widziałam cię potem, jak codziennie biegasz. Mam nadzieję, że bardzo przez mnie nie cierpiałeś. Teraz już nie będę tak blisko, ale będę. To ci mogę obiecać.
W jego oczach znowu pojawiły się łzy.
 Nie płacz, Jonasz. To takie niemęskie. Muszę cię uprzedzić, że zamierzam dać ci pamiątkę. Wszystko się trochę zmieni, ale nie martw się, dasz sobie radę.
Otarł łzy i wpatrywał się we mnie uporczywie, jakbym miała zaraz zniknąć. W sumie to tak miało się stać. Dałam mu znać, żeby się przybliżył. Objęłam go, gdy położył się obok mnie na łóżku.
 Ktoś już tam na mnie czeka – szepnęłam mu do ucha. –
Na razie, Młody.
 Do szybkiego, Stara.
 Wypluj te słowa – zaśmiałam się, całując braciszka w policzek. Zawiał delikatny, pachnący wietrzyk. Moje ciało znów stało się bezużyteczną powłoką. Maszyna przy łóżku zaczęła wydawać z siebie irytujący przeciągły pisk. Na ekranie pojawiła się linia ciągła, której nie sposób było wydłużyć, ani skrócić. Można było tylko zapisać godzinę.
Mamę i tatę pożegnałam ciepłym powiewem zabarwionym delikatnym śmiechem. Chciałam jeszcze zahaczyć o przyjaciółkę, ale jej widok byłby zbyt bolesny.
Długi zdążył się pozbierać do mojego powrotu. Chyba płakał. Ludzie, co z tymi facetami? Ponoć chłopaki nie płaczą!
 To co teraz zrobimy? – zapytał z trwogą.
 Teraz odejdziemy.
 Tak po prostu? Gdzie?
 Tak po prostu. Oddamy ludziom, co do nich należy i pójdziemy Dalej. Zgadzasz się?
Potwierdził bez słów.
 Chciałabym jeszcze, abyś pokazał mi swój grób.
 Mój grób? – Zdziwił się, a potem zasępił. – Nie mam. Wojna starła na proch mój cmentarz. Bomby nie uznawały czegoś takiego jak godność pochówku. Teraz w tym miejscu stoją jakieś budynki.
 Chodźmy w takim razie nad morze. Ostatni raz.



 Dlaczego mnie nie zostawiłaś?
 A źle zrobiłam?
Na morzu znów szalał sztorm. Staliśmy na brzegu stromego klifu podmywanego przez fale. Pobliska latarnia nadawała sygnały.
Przytuliłam twarz do jego twarzy. Pocałunek był krótki, ale sprawił, że na twarzy Długiego na powrót zagościł cień uśmiechu.
 Myślę, że to właśnie na mnie czekałeś tyle lat – szepnęłam z pewnością, że mam rację.
Ujęłam delikatnie jego dłoń i poszliśmy przez morze w stronę horyzontu. Kiedy braknie nam sił znajdziemy się Dalej. A na Ziemi o świcie dwójka młodych ludzi obudzi się z dziwnym uczuciem nieskończonych możliwości. Jednym z nich będzie mój braciszek, drugą przypadkowa dziewczyna, którą spotkałam w drodze powrotnej. Czy sobie poradzą? To już nie nasz problem.

Nas już nie ma.

3 komentarze:

  1. Woooow *o*
    Kiedy żegnała się z bratem, to autentycznie chciało mi się płakać.
    Kurde, naprawdę się wzruszyłam.
    Tak pięknie to wszystko ujęłaś, nigdzie nie było zbyt wiele lub zbyt mało słów... Po prostu jakbyś wiedziała, co zrobić, by było idealnie...
    Czekam na twoje kolejne opowiadanie, bo mam nadzieję, że takowe się pojawią :3
    Pozdrawiam serdecznie ;)
    Cillianna :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w zanadrzu jedną lub dwie znacznie krótsze formy. Myślę, że przed świętami się tu znajdą.

      Chciałabym Ci bardzo podziękować za to, że aktywnie śledziłaś moją ulubioną historię. Czytam Twój blog od początku, więc wybacz mi brak komentarzy. Po prostu zamiast tracić cenny czas na zbędne (całkowicie uzasadnione) pochwały, wolę czytać kolejną notkę :D

      Zhora :)

      Usuń
    2. Oooo, to dla mnie czysta przyjemność, zwłaszcza że masz bardzo przyjemny styl ;)
      Podziwiam, że ci się chce czytać moje wypociny xD Wiem, że początki są słabe, ale w miarę trochę się chyba rozkręciłam xD (nie ważne, że mam teraz straszny zastój w tej historii, nie ważnie... xD)
      Pozdrawiam ;)

      Usuń